CIAŁA BEZ ORGANÓW... ALE Z LAPTOPAMI
(Łukasz Figielski)
Pamiętacie jeszcze włochatego, wąsatego pana z Army Of Lovers? Włosy
z głowy zniknęły, ale pomysły na szczęście pozostały. Wąsik też wciąż na
swoim miejscu. Przed rokiem Alexander Bard, który prócz wyżej
wymienionej grupy współtworzył Alcazar i Vacuum, wraz z naszym "prawie-rodakiem"
i pewną "prawie-Ukrainką" założyli nowy projekt. Bodies Without
Organs podbili już Rosję i zdobyli popularność w kilku innych
krajach. Teraz czas na Polskę. W sobotę 4 lutego zespół wystąpi w
stołecznej Utopii. Zabieganego Szweda złapaliśmy w... Turcji.
Łukasz
Figielski: Co tam robisz?
Alexander Bard: Pracuję nad promocją albumu, który ukaże się na
przełomie kwietnia i maja. Organizowanie koncertów, załatwianie emisji
nowego teledysku "Sixteen Tons Of Hardware" itp. Wcześniej zajęliśmy się
oczywiście Szwecją, którą - jeśli przebrniemy eliminacje - reprezentować
wkrótce będziemy w konkursie Eurowizji. Potem były Finlandia i Rosja.
Dobrze poszło nam też na Ukrainie i w Bułgarii, w której zresztą gramy w
przyszły weekend.
Ale w ten przylatujecie do Warszawy.
- Tak. Właściwie byłem tu już wcześniej. Dzięki temu naszą piosenkę
można usłyszeć w wielu rozgłośniach. Teraz zaprezentujemy się w Utopii.
Chcieliśmy wystąpić w modnym miejscu, by dotrzeć do grupy zajmującej się
w Polsce promocją muzyki. Połowę klubowiczów tego wieczoru stanowić będą
ludzie mediów. Mamy też nadzieję powrócić latem, by zaprezentować się
szerszej publice.
Wywiad ukazuje się jeszcze przed sobotnim koncertem. Mógłbyś
przedstawić zespół naszym czytelnikom?
- Prócz mnie Bodies Without Organs tworzą Marina Schiptjenko, której
rodzice pochodzili z Ukrainy, i Martin Rolinski. Urodził się 22 lata
temu w Szwecji, ale ma polskie korzenie. I płynnie mówi w waszym języku.
Poznałem go w 2002 roku, kiedy szukałem dobrego wokalisty. Doskonale
dogadujemy się w sprawach muzycznych.
Rok temu, gdy skończyłem pisać książkę, postanowiliśmy wystartować z
nową grupą. BWO gra electro-pop, który powstaje na laptopach. Nie
potrzebujemy tradycyjnego studia.
Nazwa też nie jest "tradycyjna".
- Nawiązuje do postmodernistycznych teorii Gillesa Deleuzea i
Feliksa Guattariego, a przy okazji brzmi fajnie i "electro" (śmiech).
Brzmi zdecydowanie bardziej "electro" niż "pop". A muzyka?
- To coś pomiędzy Army Of Lovers, Vacuum i Alcazar. Jeden z
niemieckich recenzentów określił naszą muzykę jako miks Abby i
Kraftwerk.
Hmmm... Jak można połączyć te dwie formacje?!
- Posłuchaj BWO! Najbliższa okazja w sobotę. Damy z siebie więcej niż
wszystko, zwłaszcza Martin!
(śmiech)
Rozmawiał: Łukasz Figielski
|